Manifest tercetu egzotycznego

To jest nasz blog. Należy do nas. Posiadamy go i wszystko, co on głosi.
Blog ten będzie wyrazem naszej wytężonej pracy - znoju umysłów tęgich i serc gorących.
Blog ten wwierci się niczym świder w przodek telewizyjnej skały, rozłupując zakrzepłe pokłady paleotelewizji, by wydobyć z nich najczystszy pierwotny blask srebrnego ekranu.
Nasza potrojona wizja zapewni skomasowane uderzenie napiętych neuronów w skostniałe struktury sformatowanych programów.
Zanurzymy się w rwącym strumieniu telewizyjnym bez obaw o zbrukanie się płynącą nim papką.
Zdejmiemy archaiczne obramówkowanie, przetrzemy brudne szyby kineskopów i otworzymy szeroko okna na świat.
Tak uczynimy! Tak zrobimy! I wprowadzimy telewizję do umysłów waszych. Bo od tego ona jest.
Od tego jest ona. Od tego jest.

Kibic przed telewizorem, część 1.

, ,

Nie tak dawno temu i w całkiem nieodległej galaktyce, ludzie chcący obejrzeć mecz piłkarski musieli dotrzeć na stadion. To jak wiadomo wiązało się (i wiąże nadal) z wieloma wyrzeczeniami - trzeba zarezerwować sporo czasu (zwłaszcza, gdy mecz odbywa się daleko od miejsca zamieszkania) oraz nieco pieniędzy (na dojazd, bilet, przekąski etc.) W dodatku bywa, że na głowę pada deszcz, śnieg, a niekiedy także kamienie i elementy ławek rzucane przez mało życzliwych nam fanów. Z boiska też często wieje nudą, ale przecież za bilet się zapłaciło, więc należy wysiedzieć do końca, choćby akcje na murawie snuły się w tempie filmów Wong Kar-Waia. W sumie kibicowi na stadionie ciężko jest.

Dziś sport zagościł na dobre w mediach, a wydarzenie nietransmitowane przez żadną stację telewizyjną to takie, którego nikt by i tak nie oglądał (np. potyczki naszych klubów piłkarskich w rundach wstępnych europejskich pucharów).
Już w 1908 roku w Londynie rozpoczęto rejestrację olimpijskich zawodów sportowych. Od 1912 roku było to obligatoryjne na mocy postanowienia Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. W 1936 r. w Berlinie nakręcony materiał emitowano już (niemal) na żywo w specjalnych izbach telewizyjnych, gdzie zgromadzeni widzowie mogli obejrzeć dziennie aż 8 godzin materiału ze sportowych aren, nakręconych wcześniej przez ekipę pod wodzą Leni Riefenstahl.



Rejestrowano też zawody na ziemiach polskich. Cracovia była pierwszym polskim zespołem, którego mecz został sfilmowany i pokazany w kinach. 30 czerwca 1912 roku wiedeńska ekipa filmowa zarejestrowała na taśmie filmowej fragmenty meczu Cracovia – Monori TE Budapeszt (4:0). Cztery bramki z tego spotkania włączone do kroniki filmowej oglądane były przez bywalców kin w całej Europie w lipcu 1912 roku. Na pierwszy mecz w telewizji Polacy musieli jednak poczekać prawie 45 lat.
10 marca 1957 roku Telewizja Polska po raz pierwszy w historii transmitowała mecz piłkarski. Ze stadionu przy Konwiktorskiej spotkanie towarzyskie stołecznych drużyn Polonii i Gwardii komentował Jerzy Zmarzlik. W udziale Polonii przypadła także pierwsza transmisja z Pucharu Polski. Warszawski zespół podejmował wówczas Górnika Radlin.
Potem z piłką w telewizji publicznej bywało jednak różnie. W 1970 roku w szeregach wszechwładnie panującej partii postanowiono, iż polscy kibice nie zobaczą Mistrzostw Świata w Meksyku. Na szczęście wkrótce nastał czas Złotej Jedenastki Kazimierza Górskiego i transmisje z zawodów, w których brał udział nasz Wunderteam stały się chlebem powszednim telewidza.



O transmisjach z ligowych aren krajów zachodnich oczywiście nie mogło być mowy. Co prawda w latach osiemdziesiątych pojawił się nadawany do dziś program "Sportowa Niedziela", w którym można było zobaczyć bramki z najważniejszych meczów lig zagranicznych. Dopiero jednak po 1989 roku i powstaniu prywatnych stacji telewizyjnych nastąpił prawdziwy przełom.
c.d.n.

0 Responses on "Kibic przed telewizorem, część 1."

Prześlij komentarz