Manifest tercetu egzotycznego

To jest nasz blog. Należy do nas. Posiadamy go i wszystko, co on głosi.
Blog ten będzie wyrazem naszej wytężonej pracy - znoju umysłów tęgich i serc gorących.
Blog ten wwierci się niczym świder w przodek telewizyjnej skały, rozłupując zakrzepłe pokłady paleotelewizji, by wydobyć z nich najczystszy pierwotny blask srebrnego ekranu.
Nasza potrojona wizja zapewni skomasowane uderzenie napiętych neuronów w skostniałe struktury sformatowanych programów.
Zanurzymy się w rwącym strumieniu telewizyjnym bez obaw o zbrukanie się płynącą nim papką.
Zdejmiemy archaiczne obramówkowanie, przetrzemy brudne szyby kineskopów i otworzymy szeroko okna na świat.
Tak uczynimy! Tak zrobimy! I wprowadzimy telewizję do umysłów waszych. Bo od tego ona jest.
Od tego jest ona. Od tego jest.

Ankieta

, | 0 komentarze

Jeszcze przez 6 dni możecie wypowiadać się w naszej ankiecie na temat tego, co w TV oglądacie najchętniej. Póki co prowadzą zwolennicy oglądania telewizji jako takiej, a nie programów w niej występujących. Głosy w pozostałych kategoriach rozkładają się niemal równomiernie. Nie ujawnili się jedynie fani teleturniejów, ale może pojawią się oni po najbliższych zajęciach z teorii TV.

Zachęcamy do oddawania głosów!

Na koniec coś dla miłośników Jana Pospieszalskiego, których również wśród nas nie brakuje:

10 kwietnia 2010. Teraz ja.

, , | 5 komentarze

Mam nadzieję, że minęło już dostatecznie dużo czasu, bym bez obaw o bycie zlinczowaną, mogła pozwolić sobie na poniższą wypowiedź. Dotyczyć ma bowiem wydarzeń ostatnich dni, a ściślej ich relacjonowania przez media. Ufam, że znajdziecie w tym poście kochani czytelnicy słowa, które nie zostały jeszcze wypowiedziane, jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało.

Mój punkt widzenia, z racji, oczywistej dla części mych kolegów i koleżanek, miłości do matki stacji, nakazuje spróbować przedstawić Wam katastrofę okiem dziennikarzy. Kładę nacisk na słowo „spróbować”, bo do dziennikarza jeszcze mi daleko. Stanę niejako w ich obronie, bo dużo złego mówiło się o mediach w obliczu tragedii z 10 kwietnia. Czuję wewnętrzny sprzeciw, który pragnę wyrazić. Kto zainteresowany, niech czyta dalej. Kto poirytowany, niech zrobi sobie melisę i sprawdzi, co słychać na jego fejsowym profilu.

Sobota, okolice godziny 10:00. Małgosia, która w związku z piątkowym spotkaniem towarzyskim, syto nakrapianym alkoholem, słyszy jak przez mgłę telefon swojego współlokatora. Ten odbiera, zza drzwi dobiega deklaracja „dobra, idę włączyć telewizor!” Warto dodać, że wspomniany chłopiec jest absolutnym przeciwnikiem czarnych, gadających pudeł i stroni od nich jak od ognia. Mimo to, jak rzekł, tak uczynił. Ja podnoszę skacowaną głowę i z wyraźnie wyczuwalną irytacją w głosie mówię „możesz mi z łaski swojej powiedzieć, co takiego musiało się stać, że nie dosyć, że mnie budzisz, to jeszcze poczułeś nagle potrzebę oglądania telewizji?” „Poczekaj, zaraz zobaczysz, że mam powód”. Gdy usłyszałam, co się stało, pomyślałam (jak prawdopodobnie każda osoba w tym kraju) „to niemożliwe”. Druga myśl-jeśli to prawda, nie chciałabym być teraz na miejscu dziennikarzy.

Niestety okazało się, że informacja sprawdziła się. W mgnieniu oka zbiegło się do mnie (a mówiąc ściślej, do mojego telewizora) pół akademika, żeby śledzić na bieżąco wszystko, co się dzieje. I tak siedzieliśmy, patrzyliśmy w ekran, który służyć powinien głównie do celów rozrywkowych. Ale nie tego dnia. Dzięki mediom, które stanęły na głowie, by minuta po minucie relacjonować Polakom to, co się dzieje, widzieliśmy wszystko, prawie na własne oczy. Podano informację o przemarszu studentów UJ, w którym uczestniczyć miał Rektor i duchowni. Dwóch moich kolegów postanowiło udać się tam czym prędzej. Gdy wrócili, od jednego z nich usłyszałam słowa, które sprawiły, że krew w moich żyłach niemal się zagotowała. „Było bardzo dużo ludzi, większość szła w skupieniu, ale te p********* hieny tylko pchały się do przodu z mikrofonami, kamerami i aparatami. Bezczelni!” „Bezczelni? I mówi to człowiek, który jeszcze dwie godziny temu oglądał relację tych samych hien przed telewizorem!”- odpowiedziałam z wypiekami na twarzy. Gdyby nie hieny, nie wiedzielibyśmy nic. Gdyby nie hieny, nie zobaczylibyśmy nic. A funkcji hieny w tym dniu łatwo pełnić nie było. Uwierzcie na słowo. Bo hieny to czasem także ludzie, którzy tragedię przeżywają tak samo, jak hydraulicy, nauczyciele i piekarze a mimo to nie mogli w zaciszu własnego domu oddać się kontemplacji tragedii. Musieli być blisko wydarzeń, przepychać się i walczyć o relację. Po co? Byśmy to my mogli się wspomnianej kontemplacji oddać.

Na tym smutnym wydarzeniu się jednak nie skończyło. Nie sądziłam, że po raz kolejny ciśnienie gwałtownie skoczy mi podczas przeglądania demotywatorów. A jednak. Jakże ogromne było moje zniesmaczenie, gdy moim oczom ukazał się ten. Cyniczne? Uszczypliwe? Jakże erudycyjne, nieprawdaż? Jaka jest moja odpowiedź, pisać chyba nie muszę. Ciekawa jestem, skąd osoba, która zamieściła ów demotywator, dowiedziała się o tragedii. Zapewne dzięki gołębiom pocztowym. Frustracja moja w tym przypadku również granic nie znajduje.

Na szczęście w środę zdarzyło się coś, co zdołało podnieść mnie na duchu i przywróciło wiarę w ludzi. O 20:00 z kolegami z Przystanku Student robiliśmy relację z protestu przeciwko pochowaniu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Przedstawicieli mediów było mnóstwo. Kamery, mikrofony, dyktafony, aparaty, do wyboru, do koloru. Z rozjuszonego tłumu dało się słyszeć różne hasła. W znacznej większości, czemu nie trudno się dziwić, koncentrowały się na temacie protestu. W pewnym momencie z ust młodego człowieka stojącego w samym sercu demonstracji usłyszałam jednak coś, co na chwilę odebrało mi głos. „Telewizjo, pokaż prawdę!”-krzyczał. Zgromadzeni na Franciszkańskiej szybko podłapali i przez kilka minut jak mantrę powtarzali powyższy postulat. Wtedy pomyślałam, że jak będę duża, mimo wszystko wciąż chcę być dziennikarzem telewizyjnym. Bo wbrew temu, co o telewizji mówią i myślą przeciętni Polacy, ja wierzę, że w takich momentach przede wszystkim jest właśnie po to, by pokazywać prawdę. Moim zdaniem, przynajmniej od 10 kwietnia 2010 roku, spisuje się w tej roli na medal. I oby tak zostało. Życzę tego wszystkim hienom, do których mam nadzieję w przyszłości będę miała zaszczyt dołączyć.

Trochę kultury

, | 2 komentarze

Wpis Ani o "Maglu towarzyskim" mógł wywołać wrażenie, że w telewizji nie ostały się już inteligentne formy życia, zdolne konwersować na przyzwoitym poziomie. Próbując nie poddać się temu wrażeniu chciałbym przywołać mój ulubiony program w TVP Kultura, a mianowicie "Tygodnik kulturalny".
Program ten, jak cała niszowa i pogardzana przez władze stacja przeżywa(ł) swoje ciężkie chwile, ale ostatecznie (?), powrócił na antenę "po krótkiej - jak utrzymuje TVP - przerwie".

Formuła jest bardzo prosta, wręcz archaiczna. Prowadzący, Michał Chaciński zaprasza szóstkę krytyków do wspólnej dyskusji na temat nowych wydarzeń kulturalnych w danym tygodniu. Mamy więc gadające głowy w studiu plus krótkie materiały filmowe, prezentujące omawiane kwestie. Z 40 min. programu, po kilka przypada na omówienie premier filmowych, literackich, muzycznych, teatralnych i innych obszarów sztuki. Brzmi nudno? Zapewniam, że nudno nie jest, bo rozmowy mają swoją temperaturę, mimo, że nie tyczą się życia prywatnego celebrytów.

W najnowszym programie:
film Woody'ego Allena o kuriozalnym polskim tytule +
znęcanie się nad nowohoryzontowym szwedzkim filmidłem +
zbiór opowiadań Amosa Oza +
antologia komiksu Michała Śledzińskiego +
nowe płyty Gorillaz i Massive Attack oraz
wystawa Marcina Maciejowskiego w Muzeum Narodowym.

Premiera programu w każdy piątek ok. 22.00. Powtórka w niedzielę o 16.20.

Wywiad z Michałem Chacińskim znajdziecie tutaj.

Poniżej filmowy fragment programu z ubiegłego roku, dla ludzi, którzy nie mają szczęścia posiadać praw do korzystania z misyjnej działalności TVP, a kiedy słyszą słowo "kultura" nie odbezpieczają rewolweru.

oj tam, oj tam

| 0 komentarze



źródło

Maglem po szołbizie

, , | 3 komentarze

Święta, święta i po świętach, ale cośmy się naoglądali kablówki w rodzinnych domach, to nasze. Zapping? A może prześledziliśmy najpierw "Wielkanocne hity" w najbardziej poczytnym piśmie w Polsce?
Ja skorzystałam na przykład, by obejrzeć aktualny odcinek "Magla Towarzyskiego". Program dość oryginalny, jak na świat polskiej telewizji, traktowany czasem jako telewizyjna odpowiedź na pudelka. Z oficjalnych źródeł możemy się dowiedzieć, że "Program był pionierskim przedsięwzięciem na polskim rynku telewizyjnym. Taka formuła nigdy w Polsce nie zagościła, ale prędko znalazła naśladowców w innych stacjach. „Happy Hour” oraz program „Lub czasopisma” pojawiły się po „Maglu towarzyskim”.

Post ten będzie takim miksem o Maglu jako programie telewizyjnym i tekście telewizyjnym, który ja, widz, odbierałam sobie w Wielką Sobotę roku pańskiego 2010.

Prowadzący, Tomasz Kin i etatowa filmoznawczyni polskich mediów Karolina Korwin-Piotrowska używają sobie, oj używają na polskich gwiazdach i gwiazdkach oraz prasie kolorowej (nie tylko brukowej), przyznając tzw klapy oraz klasę. Mamy więc konkretną dawkę transmedialności, tym bardziej, że często omawiana jest filmografia danej osoby.

I tak w ostanim odcinku zastanawiano się, jak to jest, że Dariusz Kordek 19 lat temu zagrał u Pasikowskiego, co tak świetnie rokowało na przyszłość, a teraz pojawia się gościnnie w co gorszych serialach i "próbuje się rozwieść" (tu kamera pokazuje sesję z hucznego ślubu aktora).I tym sposobem niegdysiejszy Kuba z "Krolla" dostaje pierwszą "klapę tygodnia".

Kasia Cichopek, psycholog, żona Crazy Frog'a i,jak sama się określiła w innym programie TVNStyle, ikona telewizyjna [sic!]. Dostaje się jej (i styliście "Vivy") za sesję, moim zdaniem, inspirowaną fenomenem sagi Twilight (ach ta intertekstualność w kulturze popularnej!). Sesja faktycznie odrzucająca. Co ciekawe, bezlitosna Korwin-Piotrowska, broni Pyzy, mówiąc "Bo to jest fajna dziewczyna. Ma potencjał". Więc jak to jest? Jeździmy po gwiazdkach jak po łysej kobyle, ale at the end of the day mrugniemy do widza, bo Kasia może i uśmiecha się z "Dobrych Rad", ale kiedyś zagra u Almodovara.

Tutaj mała dygresja odnośnie targetu programu. Czyżby wykształciuchy dla wykształciuchów? Otóż klapa Kasi C. zatytułowana jest "W poszukiwaniu straconej Kasi" - producenci jak widać liczą, że część widzów kojarzy tytuł słynnego dzieła Proust'a.

I teraz czas na klapę tygodnia. Coś dla filmoznawców, rączka do góry, kto oglądał niedawno "Trzecią część nocy", drodzy czytelnicy ;) O książce "Nocnik" Andrzeja Żuławskiego jest ostatnio bardzo głośno. Większość, jak przypuszczam, wie o co chodzi w tym skandaliku, a kto nie, odsyłam do subiektywnych źródeł prawiedzy.
Redaktorzy "Magla" pozwolili sobie na pewien autotematyzm. Dowiadujemy się, że "polska publiczność uwielbia poniżanie gwiazd, ale Żuławski przekroczył granicę, wiemy to nawet my!"

W dalszej części programu śmiano się z: Krzysztofa Ibisza i jego nowej (której to już?) twarzy, której niestraszny jest tykający zegar ani mimika, Katarzyny Skrzyneckiej i jej przepisu na sałatkę w "Przyjaciółce", przy okazji podsuwając myśl, że polski show-business nigdy nie wybacza:

Stały element programu to także gość, gwiazda lub gwiazdka, która jest pozytywną gwiazdką nie do obśmiewania (aktualnie, dodajmy, granica na pewno jest płynna i któryś z gości pewnie dostał onegdaj klapę). Tym razem pani Karolina i pan Tomasz rozmawiają z Magdą Steczkowską, która "naoglądała się takich rzeczy, że nie chciała robić kariery solowej i wolała zostać gwiazdą chórków".

Omawianie prasy zagranicznej: tutaj z reguły redaktorzy zachwycają się wyższym poziomem zachodniej prasy kolorowej, tym razem (słusznie) poświęcają ten segment "oscarowej" sesji Anne Leibovitz dla Vanity Fair.

Na koniec klasa tygodnia, dla wartościowej celebrity Mai Ostaszewskiej oraz wzmianka o utracie wagi przez Rafała Mohra (wiedzieliście, że Super Express pisze o sztukach teatralnych??)

Na koniec oddsyłam także do trzecich rzędów tu i tu, by wiedzieć co myśli polski internet.