Manifest tercetu egzotycznego

To jest nasz blog. Należy do nas. Posiadamy go i wszystko, co on głosi.
Blog ten będzie wyrazem naszej wytężonej pracy - znoju umysłów tęgich i serc gorących.
Blog ten wwierci się niczym świder w przodek telewizyjnej skały, rozłupując zakrzepłe pokłady paleotelewizji, by wydobyć z nich najczystszy pierwotny blask srebrnego ekranu.
Nasza potrojona wizja zapewni skomasowane uderzenie napiętych neuronów w skostniałe struktury sformatowanych programów.
Zanurzymy się w rwącym strumieniu telewizyjnym bez obaw o zbrukanie się płynącą nim papką.
Zdejmiemy archaiczne obramówkowanie, przetrzemy brudne szyby kineskopów i otworzymy szeroko okna na świat.
Tak uczynimy! Tak zrobimy! I wprowadzimy telewizję do umysłów waszych. Bo od tego ona jest.
Od tego jest ona. Od tego jest.

VoD & me

,

W „Gazecie Telewizyjnej” Wojciech Krzyżaniak wieszczy z pasją godną Marinettiego, rewolucję w telewizji, jaka ma nadejść wraz z wprowadzeniem usługi VoD. Być może ten futurystyczny zapał został podsycony przez znajdujący się na stronie obok (w wydaniu gazetowym) materiał reklamowy sieci Aster. Tak czy owak Krzyżaniak idzie w swych wróżbach tak daleko, że prosi się tym samym o polemikę.

„A kiedy przestaniemy być zakładnikami ramówek i będziemy wybierać pory programów, okaże się, że telewizja przestanie za nas decydować o układzie naszego dnia. Nie będziemy mieli powodów, żeby poddając się stadnym instynktom, siadać o godz. 20 do pasma filmowego tylko dlatego, że taka utrwaliła się tradycja.”

Deprecjonowanie roli przyzwyczajenia w odbiorze telewizji wydaje mi się najważniejszą kontrowersją tego artykułu. Dlaczego prime time jest tym, czym jest? Dlatego że wówczas większość ludzi zwykło siadać przez telewizorem, wzbudzając żądzę zysków wśród reklamodawców i szefów stacji. Dlaczego ludzie oglądają TV właśnie wtedy? Dlatego, że wówczas znajdują wolny czas na rozrywkę, którą zapewnia im telewizja. Oczywiście, następuje tu pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne popytu i podaży, jako że widzowie oczekują pewnych programów (np. dobranocka, serwis informacyjny) o pewnych stałych porach, a stacje telewizyjne skłonne są emitować te programy w godzinach, które są dla nich najbardziej korzystne, z uwagi na spodziewane zyski.

Krzyżaniak wydaje się jednak nie dostrzegać tego, że pory emisji podlegają nieustannej negocjacji pomiędzy telewidzami a nadawcami. Dla niego telewizja jest autokratą, który narzuca ogłupianym przez siebie odbiorcom, przymus włączania telewizorów o określonej porze.

„Tradycyjnie rozumiana telewizja jest jednak spełnieniem marzeń wszystkich sympatyków ideologii totalitarnej i władców wielkich korporacji, którzy dzięki niej są w stanie stosunkowo łatwo kreować rynek, nasze gusta i poglądy.”



Ta jakże przejmująca konstatacja pewnie znalazłaby podatny grunt 50 lat temu w prasie PRL, ale w obecności sąsiadujących z artykułem reklam, zamieszczonych przecież przez złowieszczego, korporacyjnego pracodawcę autora, ma siłę wyrazu ulotki o szkodliwości alkoholu, umieszczonej w izbie wytrzeźwień. Ciekawe, że magicznym orężem skierowanym przeciw potwornym koncernom ma być VoD, gdyż „może być zagrożeniem dla tych ‘wielkich manipulatorów’, bo odbierze im rząd dusz.”

Mechanizm działania VoD niewiele przecież różni się od nagrywania programów i filmów za pomocą magnetowidu, czy nagrywarki, z których korzysta co prawda wiele osób, lecz które nie wyeliminowały nawyku oglądania telewizji „na żywo”. VoD, podobnie jak ciągły dostęp do transmisji w internecie sprawdza się świetnie, jeśli chodzi o filmy i seriale, ale trudno sobie wyobrazić taką praktykę wobec niektórych programów, np. relacji z zawodów sportowych, które oglądane z odtworzenia gubią swój klimat autentyczności „dziania się teraz”. W przypadku serwisów informacyjnych zachodzi z kolei potrzeba ciągłej aktualizacji, jako że news jest newsem jedynie przez chwilę i zostaje wypierany przez zdarzenia nowsze. W tej materii przewaga kanałów tematycznych, stale update’ujących informacje wydaje się pozostać niezachwianą.



Krzyżaniaka przeraża to, że „telewizja dokonuje za niego wyboru”. Nietrudno jednak wyobrazić sobie postawę przeciwną ludzi, którzy postawieni przed możliwością wyboru z setek, czy tysięcy źródeł, będą skłonni raczej wybrać znanego przewodnika po świecie zasobów programowych niż spędzać czas na długotrwałym samodzielnym poszukiwaniu treści ich interesujących. Autor artykułu stwierdza, że „dużą rolę w opóźnianiu zmiany telewizji będzie miała też siła naszego przyzwyczajenia, skłonność do upraszczania życia i inercji, dzięki której wciąż często nie włączamy telewizji, tylko telewizor.” Jeśli tak, to można dyskutować, czy rzeczywiście potrzebne są zmiany, które mają nam „utrudnić życie”. Swego czasu Kazik Staszewski przyznał się, że głupieje przed półką w supermarkecie, bo możliwość wyboru jednego z trzech artykułów daje mu poczucie wolności, ale wybór jednego z kilkudziesięciu to poczucie odbiera.


Wydaje mi się, że zamiast przełomu będziemy mieli do czynienia po raz kolejny z „rewolucją, która nie nadeszła”, jak to miało miejsce w przypadku głoszenia ery wideo, a potem DVD, które miały nieodwracalnie zmieść telewizję z przestrzeni medialnej.

Być może doczekam się jednak realizacji wizji „VoD w każdym domu”, lecz póki co "obraz na żądanie" w wydaniu nowohuckim A.D. 2010 to pragnienie otrzymania jakiegokolwiek przekazu innego niż transmisja z burzy śnieżnej na Antarktydzie. Moje „pole walki” wygląda więc następująco:

0 Responses on "VoD & me"

Prześlij komentarz